Wszystko tutaj miało wyglądać inaczej. Ten blog miał się inaczej nazywać, podobnie jak ja. Miał być o czymś innym. Podobnie jak ja, miałem coś innego w życiu robić. Długo się z nim bujałem. Chyba więcej niż rok. Próbę czasu przetrwało tylko jedno: od początku wiedziałem, że będę na nim opowiadał historie.

To dopiero drugi wpis. Zanim jednak rozbestwię się pisząc i rozkręcę bloga na dobre, pomyślałem, że opowiem historię jego powstania. Takie 100ry od kuchni, zza kulis. Zanim się zacznie…

Samo 100RY narodziło się w Gdyni na tegorocznym SeeBloggers, ale do tego jeszcze dojdę. Bo pomysł na bloga w ogóle pojawił się u mnie o wiele wcześniej, zanim przewiozłem w tę i z powrotem swoje cztery litery nad polskie morze pod koniec lipca. A nad morzem wtedy strasznie wiało.

 

Bloger to brzmi dumnie

Blogosferą interesuję się od dłuższego czasu. Nie wiem dlaczego mnie to tak pociąga. Po prostu jak myślę ‘blog’, to aż cały trzęsę się z podniecenia. Wszystko, co wiąże się z tworzeniem bloga strasznie mnie kręci. Marka osobista blogera, kreatywne pisanie, wywoływanie emocji i dyskusji, myślenie o blogu jak o firmie, która ma być prima sort i ma stawiać odbiorcę na 1. miejscu. W jednym słowie: troska. Troska o człowieka, który to będzie czytał. O tym myślę, gdy robię tego bloga. This is how I do it, babe!

Troska to podstawa. To dlatego chcę, żeby blog był przejrzysty i czytelny, to dlatego chcę żeby był ładny, bo chcę żeby czytelnicy dobrze się tutaj czuli, i pokochali mojego bloga, tak jak ja pokochałem go zanim się jeszcze narodził. To dlatego też się wygłupiam, bo chcę wywołać uśmiech i dobry nastrój, zanim powiem coś turboważnego.

 

Zostałem Adamem

Słowo daję, tak było, miałem się inaczej nazywać. Miałem być Sebastianem, tak jak chciała mama. Zostałem Adamem, tak jak chciał tata. W drodze do urzędu coś mu się, chłopu, pomyliło i miast podać imię za rekomendacją swej żony, a mej mamy, palnął, co palnął. Ale jestem mu wdzięczny za to, bo tak mi się bardziej podoba. A symboliczna ‘S-ka’ przed nazwiskiem w hołdzie mej mamie, a mego taty żonie, pozostanie na wieki wieków. Amen.

 

Historia zatoczyła koło

Mój blog poszedł w moje ślady. Upodobnił się do mnie jak pies do swojego właściciela. Też miał się inaczej nazywać. W drodze do wielkiej kariery na przystanku w Gdyni zmieniłem jego koncepcję. Coś mi się, chłopu, nagle pozmieniało. I nadałem mu inne imię, jak niegdyś nadał mi inne imię mój tato.

Pamiętam, jak w Gdańsku, gdzie zatrzymałem się na ten pamiętny weekend pełen łaski, szedłem bujnąć się Żabianką, rozmyślając o nowych pomysłach, jakie wpadły mi wtedy do głowy. Wtedy też, a może odrobinę wcześniej, jedna myśl zajaśniała bardziej niż pozostałe.

 

Narodziło się 100RY

Przed wyjazdem do Gdyni bardzo chciałem pisać o marketingu narracyjnym, budować autorytet eksperta storytellingu, przyciągać uwagę specjalistów i przedsiębiorców zainteresowanych biznesem opartym o wykorzystanie narzędzi storytellingowych w perspektywie długofalowego wzrostu wartości marki.

Hmm… Czy ostatnie zdanie nie brzmi, jakby było napisane przez nudziarza z przylizaną jajogłową w przyciasnym kołnierzyku, wiercącego się na swym chudym zadku, spowodowanym brakiem ruchu na świeżym powietrzu? No właśnie… dlatego czym prędzej zawróciłem z tej drogi.

 

Ostatni będą pierwszymi

Pomyślałem, żeby na chwilę zapomnieć o firmach, szefach i specjalistach w działach marketingu, macherach od losu niewinnych i nieświadomych konsumentów. Pomyślałem o ludziach. Pomyślałem, że będę pisał do tych, którzy nie są beneficjentami, ale ofiarami wytworów potwomarketingu. Bo z wami się najbardziej solidaryzuję. I dla was bije moje serce.

Nadal chcę uczyć storytellingu, ale z perspektywy ostatniego ogniwa w łańcuchu. Wszak ostatni będą pierwszymi. A odbiorca jest najważniejszy. Bez odbiorcy opowieść jest niczym.

 

Historie, które pokochasz

Powiem Ci jak oni to robią. I jak się tego nie powinno robić. Jak marketing, który znasz i którego nienawidzisz odchodzi już do przeszłości, gdzie pozostanie tylko płacz i zgrzytanie zębów. Nadchodzi nowa era, w Polsce jeszcze mało znana: storytelling, storymarketing, marketing narracyjny, zwał jak zwał, wszystko to jeden pies. Chodzi o opowiadanie historii. Prawdziwych, porywających, zapadających głęboko w pamięć historii. Historii, które pokochasz.

Tutaj będzie ich wiele. Zapraszam.