Teksty będą różnej długości, raz krótsze, raz dłuższe, ale zawsze wartościowe. Oczywiście, będę starał się, żeby najczęściej były to historie. Robię to, by pisać codziennie, ale też z myślą o Tobie, by coś cennego codziennie dawać Ci od siebie. Miłego czytania. Jeśli coś Cię poruszyło, podziel się ze mną opinią w komentarzu! Dzięki.
Kilka dni temu firma RTCK zaprosiła do swojej siedziby w Nowym Sączu bardzo ważnego gościa, pana dr hab. Ryszarda Stockiego. W programie pobytu były szkolenia, konsultacje oraz wspólna kolacja firmowa w restauracji.
Ryszard to znakomity naukowiec, obecnie pracujący w Halifax w Kanadzie, psycholog zarządzania, wybitny ekspert zajmujący się badaniami nad fenomenem spółdzielczości. Jest autorem 6 książek, w tym m.in. dwóch rewelacyjnych, które gorąco polecam: Zarządzanie dobrami (WAM, 2003) oraz Pełna partycypacja w zarządzaniu. Tajemnica sukcesu największych eksperymentów menedżerskich świata (Wolters Kluwer, 2008). Jest również członkiem największej na świecie spółdzielni Mondragon – firmy, która w Hiszpanii znajduje się w pierwszej dziesiątce pod względem uzyskiwanych przychodów.
Ryszard bada tę i inne podobne jej firmy oraz opracowuje narzędzia diagnostyczne i praktyczne służące rozwojowi spółdzielczej formy przedsiębiorczości. Jak sugeruje podtytuł jednej z jego książek, są to firmy przyszłości – o strukturach organizacyjnych nie do pomyślenia w dzisiejszym korporacyjnym świecie biznesu. Myślę, że do czasu…
Ale ja nie o tym.
Postać Ryszarda i to co o nim wspomniałem odgrywa istotną rolę, ale to, o czym chcę opowiedzieć to kolacja, w której wszyscy z firmy braliśmy udział wraz z panem dr Stockim.
Na kolację w Imperialu przyszedłem kilka minut później niż wszyscy, gdyż szukałem długo miejsca parkingowego w okolicach Rynku. Gdy udało mi się dotrzeć na miejsce zastałem już ok. 20 osobową ekipę usadowioną przy stoliku. Ponieważ było nas sporo ustawienie stolika było takie, że wyglądało jak na „Ostatniej wieczerzy” Leonarda Da Vinci.
Stolik był długi i jedyne wolne miejsca zostały na samym skraju, więc trafiło mi się miejsce na szarym końcu, z którego byłem bardzo niezadowolony.
Bardzo, ale to bardzo.
Pomiędzy mną a resztą gości pozostało jeszcze kilka pustych miejsc, na których nikt nie siedział, ale wszystkie były już pozajmowane. Gdyby ktoś wszedł do środka w tamtej chwili zobaczyłby grupkę ludzi zajętą sobą nawzajem, potem długo, długo nic, i jednego samotnego wilka na skraju lasu.
Z trudem słychać było o czym inni rozmawiają. O włączeniu się do dyskusji nie było mowy. To tak jakby kierowca autobusu chciał sobie porozmawiać z pasażerem z ostatniego siedzenia.
Sytuacja z mojej perspektywy nie była zbyt ciekawa. Jeśli tak miała wyglądać ta firmowa kolacja, to ja dziękuję – dumałem sobie zatapiając się samotnie w myślach, podczas gdy wzrok miałem przez dłuższy czas wlepiony w przeciwległą ścianę.
Aż nagle karta zaczęła się odwracać…
Zagadka pustych miejsc powoli zaczęła się wyjaśniać. Do restauracji wszedł Kamil, szef firmy, którego mijałem idąc w kierunku lokalu. Wrócił się do samochodu po wózek. Na kolację przyszedł z dzieckiem. Usiadł na jednym z pustych miejsc po drugiej stronie stolika, naprzeciw mnie, a obok niego zasiadła jego żona, Kasia.
Po chwili do lokalu wszedł pan Ryszard Stocki, spóźniony podobnie jak ja. Nie zauważyłem, z tego wszystkiego, że jeszcze go tam nie było. Kamil wskazał mu gestem miejsce, gdzie mógł usiąść, naprzeciwko siebie, a dokładnie po mojej lewej stronie.
Wtedy zrozumiałem jedną ważną rzecz.
Nie ma takiej beznadziejnej sytuacji, która nie może się odwrócić na twoją korzyść. Myślisz, że wszystko jest nie tak jak chcesz, nie tak jak być powinno. Wszystko nie tak jak trzeba! Czarna rozpacz, czarna d… itd.
A potem bum! Bang! Badum tss! Właśnie, gdy się tego najmniej spodziewasz, przychodzi ta jedna decydująca chwila.
Gdy wszystko się odmienia.
Niemal do samego końca wieczoru podczas kolacji, jedzenia pysznej kaczki, kawy, deseru, siedziałem obok pana Stockiego nadstawiając starannie ucho, które prawdopodobnie urosło mi w tamtym czasie dwukrotnie, tak pochłaniałem wszystkie fascynujące opowieści naukowca-pasjonata o Mondragonie, spółdzielniach w Meksyku, wyjątkowym traktowaniu ludzi we wszystkich tych organizacjach. O firmach przyjaciół, o merytokracjach, czyli środowiskach gdzie kluczową rolę odgrywają wysokie kompetencje, i tylko to. O prywatnych perypetiach z życia doktora nauk, podróżującego po całym świecie. O ojcu ośmiorga dzieci i jego niezwykłych metodach wychowawczych kształtujących ich charakter.
Czułem się obdarowany i szczęśliwy.
Zająłem najdogodniejsze miejsce! – kto by pomyślał, że najlepszym okaże się właśnie to najskromniejsze, najbardziej oddalone od pozostałych, ostatnie ze wszystkich, na skraju długiego stolika. Nie zamieniłbym go na żadne inne.
Ktoś kiedyś celnie zauważył, że „najmniejsza fala jest wtedy, gdy zaczyna się przypływ”. A Jan Sztaudynger na tę okazji napisał piękną fraszkę:
Opłakiwałem gorycz fiaska, zanim spostrzegłem, że to łaska.
To mocne doświadczenie pozwoliło mi spojrzeć na moje życiowe sprawy z zupełnie nowej perspektywy. Teraz bacznie obserwuję, kiedy moja karta odwróci się także w pozostałych rozdaniach.
__
Podoba Ci się mój dziennik, zapisz się na #100ryletter